Michał

Kiedy brakuje nam motywacji, zastanawiamy się co motywuje do działania inne osoby. Jak to jest, że innym się chce, a nam nie? Jak to jest, że inni potrafią wstawać rano i są od razu naładowani energią a my nie? Może to wynikać z wielu rzeczy. Od zdrowia fizycznego, skończywszy na tym, co mówimy do siebie każdego dnia (nasze myśli i przekonania).

Continue reading →

Cześć,
Przez ostatnie 3 lata kiedy przestałem pisać bloga czułem wewnętrzną pustkę w obszarze „twórczości”. Pustka ta z czasem przybierała coraz większe rozmiary i w tym roku coś we mnie pękło, ponieważ postanowiłem coś z tym zrobić, wracając do blogowania w nowym, świeżym i bardziej praktycznym wydaniu.

Tak właśnie dziś, 24.05.2020 po tygodniach ciężkiej pracy w pocie czoła zarówno pod kątem programistycznym (bloga zaprojektowałem w 100% samodzielnie) jak i twórczym (treści, które publikuję są w 100% autorskie) powstaje moje nowe „dziecko” – Digad – blog o e-commerce i marketingu.
Sama nazwa łączy w sobie obszary tematyczne z dwóch światów: digital (internet) oraz advertisement (marketing).

Internet i technologia zawsze były mi bliskie, ponieważ już w wieku 6 lat miałem dostęp do komputera, zaczynając przyjaźń z nim na długie lata (trwa do dziś!) i od wczesnych lat nastoletnich dostęp do Internetu.

Obycie z komputerem nigdy nie było dla mnie problemem, a doświadczenie w tym obszarze zdobywałem głównie będąc „osiedlowym informatykiem”, który zawsze służył pomocą. Swoją pierwszą stronę WWW stworzyłem w wieku 14 lat i na samą myśl o niej na mojej twarzy maluje się nostalgiczny, ale szczery uśmiech. Wyglądała okropnie i panował na niej ogromny nieład, lecz była stworzona z niepohamowanej chęci posiadania własnej strony w Internecie.

I tak po dziś dzień, moja przygoda z internetem trwa w najlepsze, gdzie każdego dnia pełen ekscytacji i głowy pełnej pomysłów realizuję się w świecie marketingu oraz e-commerce.

Temat motywacji oraz szeroko pojętej produktywności w dalszym ciągu pozostaje mi bliski i zamierzam raz na jakiś czas blogować również o tym.

Zapraszam na nowego bloga!

Pierwszy artykuł na nowym blogu: https://digad.pl/co-powinienes-wiedziec-zanim-zaczniesz-s…/…

Fanpage: https://www.facebook.com/Digadpl-102997404769795/ (jeszcze nic tam nie ma 🙂 )

Miło mi znów będzie widzieć Twoje lajki i czytać Twoje komentarze wierny czytelniku.

Do zobaczenia wkrótce. 

My, Polacy mamy strasznego kija w dupie. Biegniemy przez życie o wiele szybciej niż to konieczne, wrzucając sobie na plecy coraz większe ciśnienie, które tłumi w nas serdeczność, spontaniczną radość czy najzwyklejszy w świecie uśmiech. Jesteśmy do tego stopnia spięci, zestresowani i znerwicowani, że z wiekiem na naszych pomarszczonych twarzach maluje się zgorzknienie, złość i rozgoryczenie. Przypomnij sobie ten wpis, kiedy podczas stania w kolejce w supermarkecie ktoś wjedzie Ci w tyłek wózkiem w nadziei, że przyspieszy ten proces choćby o sekundę. Nadal chcesz rzucić we mnie zgniłym jajem?

Kilka dni temu wróciłem z południowych Włoch, regionu, na który północni włosi – nie trawiąc podejścia swych południowych rodaków – zwykli mawiać „Afryka”. Południowy Włoch zbytnio się nie spieszy, w sumie ciężko mu się dziwić skoro jest tak gorąco. Kasjerka nawet w klimatyzowanym sklepie skanuje produkty dość opieszale, rozglądając się od czasu do czasu po sklepie, jakby chciała wzrokiem skrócić kolejkę klientów. Umila sobie pracę wyśpiewując urwane sylaby piosenki granej co pięć minut w lokalnym radio, plotkuje ze współpracownicą obok niejednokrotnie wybuchając przy tym śmiechem czy ucina small-talk z rozmówcami włoskojęzycznymi.

Nie oszukujmy się, nie jest to modelowy przykład efektywności, który przypadłby do gustu właścicielom sieci supermarketów, ale czy z takim nie do końca poważnym podejściem tym ludziom nie żyje się po prostu lepiej? Wątpie, że ktokolwiek uwielbia pracę na kasie w supermarkecie, gdzie sznur produktów ułożonych na taśmie nie ma końca, a jedyną muzyką dla uszu jest rytm piknięć skanera kodów kreskowych.

Możemy mówić, że typowi południowcy to okropne lenie, a ich kraje pogrążone są w kryzysie, tyle, że z ich podejściem wypełnionym po brzegi uśmiechem, tańcem i śpiewem z pewnością ciężej o wypalenie zawodowe, zawał czy siwiznę od nadmiaru stresu w wieku lat 30.

Szkoła to fabryka przeciętnych, średnich, powtarzalnych części zamiennych wątpliwej jakości, których obecny system korporacyjno-biznesowy potrzebuje. Przedsiębiorczości uczą tam etatowcy, upewniając się po stokroć czy ćwiczenie związane ze stworzeniem kreatywnego biznesplanu oby na pewno zgadza się z kluczem.

“Tęsknie za szkołą” – słowa, których nigdy nie wypowiedziałem, nawet podczas najbardziej katorżniczych momentów w moim życiu, kiedy wydawać by się mogło, że powrót choćby myślami do beztroskich czasów szkolnych przyniesie chwilowe ukojenie.

Nie rozumiem tej nostalgii. Dla mnie to jak tęsknota za staniem na najgorszym zadupiu jakie można sobie wyobrazić, podczas śnieżycy w -30°C z kupą gołębia na głowie w bluzce z krótkim rękawem. Masochizm. Większość szkół to skupisko kiepskich nauczycieli, którzy swoją pracę wykonują z pasją pracowników chińskiej fabryki, wkręcających przez 10 godzin dziennie śrubki w plastikową obudowę telewizora. Nie ma tam miejsca i okoliczności, gdzie młody, pełen energii i chęci umysł mógłby się wyżyć pod kątem kreatywności. Po co uczyć chemii za pomocą widowiskowych doświadczeń łącząc ze sobą kolorowe sproszkowane substancje? Zdecydowanie lepiej zalać ówczesnych nastolatków stosem wzorów chemicznych, przekonując ich, że tak wygląda prawdziwa chemia.

System do zmiany

Dzisiejszy system edukacji jest przestarzały i musi się prędzej czy później zmienić. Wymaga się od uczniów, aby wkuwali na pamięć bzdurne regułki, które można wyszukać w Internecie w ciągu kilku sekund. Zmusza się do umysłowego posłuszeństwa, przechodząc obojętnie wobec kreatywności jednocześnie wynagradzając tych najbardziej pokornych, cichych, biernych.

Szkoła, która nie uczy przydatnych rzeczy

Zdajesz maturę i idziesz w świat, czując się wolnym, dorosłym człowiekiem. Stoisz przed wyzwaniem znalezienia pierwszej pracy i jak przygotowała Cię do tego szkoła? Absolutnie nijak. Na początku nie masz pojęcia, że wstawiając selfie z filtrem psa ze Snapchata oraz e-mail kwiatuszek335@buziaczek.plw CV dyskwalifikuje Cię na starcie. Nawet jeśli uda Ci się otrzymać zaproszenie na rozmowę, często nie idzie Ci na niej dobrze, bo stres zakłada kajdanki na Twoje logiczne myślenie. Nikt nie poświęcił nawet godziny w ciągu kilkunastu lat edukacji, aby nauczyć Cię technik radzenia sobie ze stresem.

Dziękuję skostniały, niepraktyczny i trącący myszką systemie oświaty, że konsekwentnie przez 12 lat próbowałeś przystrzyc mnie na równo z innymi jak żywopłot, zabijając kreatywność, pociąg do nauki nowych rzeczy i chęć do czytania książek.

A jakie jest Twoje zdanie?

Uderz o dno

Podczas okresu w którym czułem się jak zbita masa nastoletnich kompleksów ubrana w o dwa rozmiary zbyt duży sweter, który kupiła mi mama, byłem absolutnie przekonany, że to co najlepsze miało mi do zaoferowania życie już dawno otrzymałem i wykorzystałem. Jak dwa złote, które raz wrzucone do automatu z kawą, nigdy więcej do Ciebie nie wróci. Nie wiem kiedy wykorzystałem ten kredyt szczęścia. Być może kiedy miałem 3 lata i mogłem beztrosko kreślić bezkształtne figury kolorowymi kredkami na czystej kartce A4 w przedszkolu. Albo na choince szkolnej w czasach wczesnej podstawówki, kiedy mogłem zjeść dwa pączki polane sutym lukrem zamiast jednego. Dziś brzmi to dla mnie tak samo abstrakcyjnie jak dla Ciebie, lecz żeby było zabawniej okres ten miał miejsce równo dziesięć lat temu. Dekada, podczas której nie otarłem się o dno, lecz uderzyłem z ogromnym impetem, niczym spadający kamień na betonowy plac.

Wiecie jak odbiera rzeczywistość młodzieniec, który czuje, że wypchany, pluszowy różowy miś z pobliskiego kiosku ma więcej seksapilu i pewności siebie niż on sam? Czuje się jak śmierdzące, niechciane i omijane szerokim łukiem przez wszystkich gówno. Jak ktoś kto przegrał życie już na starcie, bo miał tylko jeden los na loterii, który już dawno wykorzystał. Jak żywy trup, który najchętniej zaszył by się głęboko w środku lasu, aby nie musieć oglądać swojej ponurej twarzy w lustrze każdego dnia.

Uderzając o dno

Wakacje dekadę temu. Dla niektórych z Was z pewnością był to czas kiedy zakochiwaliście się w pięknych brunetkach czy przystojnych blondynach bawiąc się do białego rana pod gołym niebem w akompaniamencie wina pitego prosto z butelki. Spędzaliście czas smażąc tyłki na Teneryfie, Toskanii czy innym Władysławowie celebrując każdy wieczór stuknięciem szklanek hotelowego drinka. Ja wtedy bezwładnie jak wyrzucona przez okno stara lodówka wypchana po brzegi przeterminowanym żarciem spadałem na dno, czując, jak każdego dnia wstając rano moje poczucie bezsensu jedynie się pogłębia, a myśli nieuchronnie zmierzają w stronę depresji.

I to było najpiękniejsze co mogło mnie spotkać.

Większość ludzi nie rozumie jednej rzeczy. Tego, że aby się zmienić musisz z całej siły uderzyć o dno, rozpaść się na atomy, rozlać po podłodze niczym potrącony łokciem kałamarz, aby uświadomić sobie w jak wielkiej, czarnej i beznadziejnej dupie jesteś. Moment uderzenia to błogosławieństwo, bowiem swoją strefę komfortu zostawiasz tak daleko w tyle, że nie masz odwrotu.  Jeśli nie chcesz, aby pogrzebali Cię żywcem, musisz coś w swoim życiu zmienić.

Z perspektywy czasu widzę, że najbardziej zdradziecki moment jest wtedy, kiedy niby jest Ci niezbyt dobrze, ale nie jest Ci na tyle źle, aby coś z tym zrobić. Coś jak krzesło, na którym brakuje wygodnego oparcia, podłokietników i funkcji jeżdżenia po podłodze, ale nie parzy Cię w dupę żywym ogniem, gdy na nim siedzisz. I w takim stanie ludzie egzystują, pozostając na tym niewygodnym, chujowym, tanim, plastikowym krześle stając się z nim w pewnym momencie tak związanym, że nie wyobrażają sobie bez niego życia. Od niewygodnego krzesła z czasem zaczyna boleć kręgosłup radości i satysfakcji z życia, ale skoro już tyle lat jesteśmy do niego przyspawani, to pozostaniemy tak już na zawsze.

Skończ z tym i przetnij linę, którą jesteś przywiązany do swojej strefy pozornego komfortu. Wyrzuć to pieprzone, niewygodne, obrzydliwe, niewystarczające krzesło przez okno decyzji, których boisz się podjąć. Daj się poparzyć, podrapać, przewrócić, skaleczyć, uderzyć i trzasnąć z całym impetem o dno, by się odrodzić. Jak feniks z popiołu. Jak nowy, lepszy, mądrzejszy Ty, który kroczy przez świat ścieżką, którą sam wybrał.

Błysk flesza

Wszystko zaczyna się od błysku flesza. Ułamka sekundy. Tylko tyle potrzeba by w Twojej głowie pojawiła się myśl, która z wielkim prawdopodobieństwem stanowić będzie część składową najbliższej przyszłości. Jak ziarno, które trafiło na podatny grunt i przerodziło się w dojrzałą roślinę. Co zabawne, to tylko od Ciebie zależy w którą stronę tą myśl ukierunkujesz. Spektakularny sukces i sromotna porażka – wszystko to zaczęło się od jednej myśli, która była na samym początku tej drogi. Którą z nich wybierzesz?

Zadaj sobie pytanie, jak wiele myśli przebiega dziennie przez Twoją głowę. Dziesiątki? Setki? Pierdyliardy? Teraz pomyśl sobie w jaki sposób te wszystkie wyniosłe idee, skomplikowane koncepcje i klarowne wnioski oddziałują na Twój biedny, pofałdowany mózg, który często nie jest w stanie wytrzymać tego obciążenia i się przegrzewa uniemożliwiając wykonywanie swej bazowej funkcji – myślenia.

Nie gadaj tyle!

Umówmy się, wszyscy gadamy zbyt dużo. Mam na myśli tutaj dialog, który prowadzi nawet najbardziej ekstremalny przykład introwertyka – dialog, który rozgrywa się wewnątrz Twojej głowy. W większości przypadków, to co mówisz sam do siebie nie jest konstruktywne. Eskaluje tylko strach, zwątpienie, niepewność. Gdybyś miał przyjaciela, który mówi Ci to co Twój dialog wewnętrzny, spotykałbyś się z nim raz na rok. Albo i to nie.

Okej, zaraz powiesz, ale jedna myśl nic nie zmieni. Musi być ich cały tuzin. Kopa. Albo cała wypchana po brzegi przyczepa, wtedy też zaczynają uzyskiwać określoną skalę, wywierając wpływ na Ciebie samego. Pełna zgoda. Nie mniej jednak, by urodziła się cała sterta myśli, najpierw musi się pojawić myśl numer jeden. Kiedyś oglądałem film, który nosił tytuł „Efekt motyla”. Bardzo mi się podobał, ponieważ zmienił nieco myślenie w moim nastoletnim wówczas mózgu na bardziej przyczynowo-skutkowe. Jeśli nie oglądałeś, powinieneś w tym momencie przerwać czytanie, odpalić Netflixa czy inną wypożyczalnię wirtualnych kaset VHS, znaleźć film i dodać ten film jako kolejny w kolejce do obejrzenia. Nie będę przekornym trollem i nie napiszę w kolejnym zdaniu o czym był ten film oraz dlaczego główny aktor umiera w 12 minucie filmu. Wracając do wniosków – zadałem niedawno sobie pytanie:

Co jeśli myśl, która odwiedziła nasz mózg jakiś czas temu wywołała na tyle istotną w nim zmianę, że to gdzie dziś jesteśmy jest pośrednim wynikiem tej myśli?

Jeśli to chociaż z grubsza prawda, to powinienem zainwestować w firmę, której zleciłbym opracowanie kagańca dla mózgu, tak aby mieć 100% kontrolę nad dialogiem wewnętrznym. W tym momencie jedyne środki jakie znam, które mogłyby w tym przypadku pomóc są wpisane na listę substancji nielegalnych. Cóż, trzeba szukać innych sposobów. Podobno medytacja daje całkiem niezłe wyniki.

Uświadom sobie wpływ Twoich myśli

Nie mniej jednak zapanowanie nad dialogiem wewnętrznym to jedno, świadomość zaś tego jaką krzywdę lub spektakularny efekt możemy dzięki niemu uzyskać to drugie. Mam czasem wrażenie, że ludzie tracą czas. Tracą czas na rzeczy, które istnieją tylko w ich głowach, bowiem są na tyle nierealne, że nigdy nie zmaterializują się w życiu codziennym. Coś jak jednorożce pierdzące barwną tęczą. Bujda, bajka, brednia. Czy tak nie jest? W większości przypadków, scenariusze, które przerabiasz w głowie nigdy się nie wydarzą. Kobieta, do której zamierzasz podejść nie wyleje Ci wiadra pomyj na głowę, szef do którego idziesz po podwyżkę nie wyrzuci Cię z pracy a używane auto, które planujesz kupić z pewnością było bite.

Lubimy dryfować myślami po wodach skrajności. Lubimy użalać się nad sobą wieszcząc wszem i wobec rychły koniec swego żywota, gdy na bezrtęciowym termometrze pojawi się liczba 36,7 i mieć nadzieję, że kawałek papieru kupiony w blaszanym kiosku pośród smutnych i spracowanych ludzkich twarzy za 3 złote na którym widnieje 6 liczb od 1 do 49 uczyni nas obrzydliwie bogatymi. To sprawia, że powstaje dysonans pomiędzy tym kim jesteś faktycznie a tym kim jesteś w swojej głowie. Dysonans w dłuższej perspektywie zamienia się w napięcie. Napięcie rodzi stres. Długotrwały stres, zalewając ogromną dawką kortyzolu wyniszcza ciało. Wyniszczone ciało w pewnym momencie psuje się i pęka, jak stara, plastikowa wysłużona zabawka. Trzymam kciuki, aby to nie był Twój scenariusz.

Życzę Ci konstruktywnych i owocnych myśli.

28 styczeń 2017. Stoję w hali odlotów w jednym z mniej popularnych lotnisk w stolicy naszego pięknego kraju. Na ekranie nadchodzących lotów, tuż pod cyfrowym, nieubłaganie zmieniającym czas zegarem widnieje moja destynacja. „Fuck” – pomyślałem. „To się dzieje naprawdę”. Paryż. Nieco ponad dwa miesiące temu znudzony monotonią codziennego etatowego życia, spragniony ubarwić swoje życie nieco bardziej, kupiłem bilety do Paryża. Dla mnie i mojej drugiej połówki.

30 styczeń 2017, godziny wieczorne. Stoję zamknięty w pokoju wynajętego mieszkania, nie mogąc opuścić skromnych kilku metrów kwadratowych. Siedzę. Po raz piąty poprawiam koszulę, przeglądam się w wygaszonym ekranie smartfona, patrzę w sufit. Słyszę odgłos charakterystycznych prac kuchennych wydobywających się zza drzwi. Nie mogę wyjść – moja druga połowa przygotowuje mi niespodziankę. „Już możesz wyjść!” – słyszę i pomimo tego, że był już wieczór dopiero uderzyło mnie, że właśnie skończyłem 28 lat. Chwilę później wpatruję się w blask świecy, która powolnym płomieniem w akompaniamencie cyfr 2 i 8, ochoczo rozświetla mą twarz. „Pomyśl życzenie” – kobiecy głos rzuca urodzinową sugestię. Mam. Zdmuchuję świeczkę.

Czego nauczyłem się przez ostatnie 28 lat życia? Kilku rzeczy.

  1. Nauczyłem się, że pieniądze są ważne, ale nie są najważniejsze. Życie jest zbyt krótkie by żyć głównie dla pieniędzy.
    Nie boję się przyznać, że jeszcze kilka lat temu byłem przeświadczony, że pieniądze są jedną z ważniejszych wartości w życiu człowieka. Wiecie, typowe myślenie człowieka zachodniej cywilizacji, gdzie „mieć” przedkłada się nad „być”. Jedną z charakterystycznych cech mojego charakteru jest to, że nie lubię być gołosłownym. Jeśli uważam, że coś jest słuszne – testuję to. Stali czytelnicy najprawdopodobniej zauważyli, że prawie cały rok 2016 nic nie pisałem. Było to spowodowane przewartościowaniem pewnych priorytetów w moim życiu, gdzie blog zszedł na dalszy plan. Cóż. Poświęciłem się pracy. Dużej ilości pracy. Czasem nawet i 12h dziennie. Pomimo tego, że nie żałuję tego dość specyficznego okresu pracoholizmu w moim życiu to nie chciałbym go powtórzyć. Czas spędzony na pracy mija nieubłaganie szybko. Rok 2016 kojarzy mi się głównie z biznesem i pracą, a mało w nim było czasu na odpoczynek i chwile dla siebie. Żadna skrajność nie jest dobra.’
  2. Błędnie myślałem, że wiek definiuje ilość lat a nie kondycja mentalna. 
    Wiek to etykietka. Możesz mieć 21 lat i zachowywać się mentalnie jak stary dziadek, któremu nic się nie chce. Możesz mieć 80lat, codziennie wstawać rano z uśmiechem na twarzy i przeżywać pozytywnie każdy dzień. Śmieszą mnie powiedzenia, że „w pewnym wieku” coś „nie przystoi”. Zamierzam zachować mentalną młodość tak długo jak tylko się da.
  3. Większością ilością rzeczy przejmowałem się niepotrzebnie.
    Jak sobię pomyślę o maturze, studiach czy o tym, że jakaś dziewczyna nie chciała się ze mną umówić to ogarnia mnie śmiech. Z perspektywy czasu dostrzegam, że zdecydowaną większość rzeczy brałem zbyt do siebie i zbyt dosłownie. Pomimo tego, że w moim życiu (jak w każdym) pojawiało się odrzucenie to nie wpłynęło to na moje życie. Idę dalej, oczekując najlepszego, ale będąc przygotowanym na najgorsze.
  4. Przełamywanie strachu zawsze się opłacało.
    Skok ze spadochronem okazał się najlepszą rzeczą jaką w życiu zrobiłem, każda zmiana pracy była na lepsze, podróż bez noclegu do Holandii zapamiętam do końca życia, pierwszy poprowadzony wykład okazał się sukcesem. Pomimo tego, że każdej z tych rzeczy cholernie się bałem – opłaciło się. Może po prostu mam szczęście.

 

To zabawne. Kiedy obserwuję ludzi, którzy mają do zrealizowania jakiś konkretny cel, nie mogę się nadziwić, że zaczynają od dupy strony. Przykładem jest zapisanie się na siłownię lub rozpoczęcie uprawiania jakiegokolwiek innego sportu. Często jest tak, że dana osoba kupi najbardziej polecaną przez stałych bywalców siłowni parę butów, modny strój sportowy z rozpoznawalnym znaczkiem, karnet premium/vip/chujwiecojeszcze a dopiero potem zacznie się zastanawiać: „Jak się zmotywować, żeby zacząć ćwiczyć”.

Ty wiesz, że takie coś nie działa. Gdybyś miał zupełnie inne zdanie, nie czytałbyś tego artykułu, bo nie miałbyś z tym problemu, prawda? Mam Cię. OK, ale muszę Ci się do czegoś przyznać. Ja sam kiedyś działałem w ten sposób. Na szczęście wraz z wiekiem przyszła również refleksja, że chyba coś w tym schemacie jest nie halo.

Perfekcyjnym przykładem z mojego życia, kiedy z jednej strony chciałem coś zmienić, ale z drugiej brakowało mi silnej woli by to zmienić, był nałóg palenia papierosów. Na tym blogu znajdziesz co najmniej dwa artykuły, gdzie zarzekałem się, że już nigdy nie będę palić. Ta. Chciałbym w to wierzyć. 😉

Prawda jest taka, że za każdym razem kiedy przeokropnie wkurwiony chciałem raz na zawsze skończyć z nałogiem tytoniowym, wytrzymywałem maksymalnie 1-2 miesiące. Potem twiedziłem, że jestem w stanie to kontrolować i zgadnijcie co. Nie, nie zachowywałem się jak super-bohater o nadprzyrodzonych zdolnościach, który zapanował nad wstrętnym nałogiem. Sięgałem znów po paczkę fajek. Ta sytuacja powtarzała się dobre kilka jak nie kilkanaście razy.

Wiesz dlaczego mi się nie udawało? Tak, bo zaczynałem od dupy strony.

A wiesz dlaczego w końcu udało mi się przyzwyciężyć ten przeokropny nałóg? Tak, bo zacząłem od słusznej strony. Zacząłem od siebie!

Prawda jest taka, że lubiłem tytoń i sam fakt palenia był dla mnie nieziemsko przyjemny. I tu był pies pogrzebany, ponieważ za każdym razem kiedy obiecywałem sobie, że skończę z tym nałogiem, czułem, że coś stracę. Że już nie będę mógł w pracy wychodzić na dwór by zaciągnąć się dymem złożonym z ponad 1000 różnych kancerogennych subtancji. Że nie będę mógł rozpieprzać ponad 200zł miesięcznie na papierosy miesięcznie. Że nie będę mógł dostąpić zaszczytu śmierdzących ubrań i włosów. Tyle stracić!

W głowie poukładało mi się zupełnie niespodziewanie. Był bowiem piękny czerwcowy dzień. 30 stopni w cieniu, nieziemsko urocze kobiety wokół noszące obcisłe szorty, a ja spaceruję powolnym krokiem ulicami Warszawy. Odpalam papierosa. Tego dnia kupiłem sobie paczkę Djarumów goździkowych, które lubiłem. Pierwsze zaciągnięcie się śmierdzącym, tytoniowym dymem i… nie czuję nic.

Poczułem tak potwornie przerażającą pustkę, że z niedowierzaniem upewniłem się dwa razy, czy na pewno końcówka tej tytoniowej pałeczki tli się pomarańczowym żarem. Wszystko było OK. Papieros odpalony, wdycham dym tak jak dziesiątki razy przedtem, ale nie czuję przyjemności. Tak jakbym kupił podrabiany narkotyk od dilera, po którym to spodziewałem się mocnych doznań.

Nie ma nic, co mogłoby wywołać uśmiech na moich ustach. Jest smród, wizja raka płuc w perspektywie kilkudziesięciu lat, marnowanie ekwiwalentu pieniężnego pary fajnych spodni miesięcznie i śmierdzący oddech.

Kurwa. – powiedziałem sam do siebie w myślach wpatrując się w unoszący się dym znad goździkowego Djaruma. Dlaczego ja to robię? Po co ja palę? Czy to jest w ogóle przyjemne? Poczułem, że w tym momencie jestem absolutnie tu i teraz. Wszystkie moje zmysły skupiły się na odpalonym papierosie, a ja stojąc w miejscu urządziłem sobie sesję coachingowych pytań i odpowiedzi.

– Nie będę palił. – mój umysł wyrzucił stanowcze polecenie do reszty ciała, które trwa do dziś.

Historia opisana powyżej miała miejsce 21 czerwca 2015 roku. Nie chciałem jej opisywać wcześniej, bo nie wiedziałem, czy dam radę. Po 8 miesiącach stwierdzam, że tak – dam radę. To jest możliwe. Pod warunkiem, że zaczniesz od dobrej strony. Od siebie.

Nigdy w życiu nie odnajdziesz wewnętrznej siły do zrealizowania celu, który wydaje Ci się bolesny. Spójrz z innej perspektywy.

Praca może być wspaniała.

Siłownia może być częścią Twojego nowego, wymarzonego życia.

Zdrowa żywność może posmakować Ci bardziej niż pizza i słodycze.

Zmień przekonania, zacznij od siebie. Powodzenia.