„Jesteś” tym co… czytasz

Rzesze dietetyków i znawców żywieniowych powtarzają, że jesteśmy tym co jemy. Wniosek jest zarazem prosty i prawdziwy, bowiem jeśli odżywiamy się nieodpowiednio pochłaniając dużą ilość niezdrowych produktów – prędzej czy później odbije się to na naszym zdrowiu. Dość logiczne. Odżywianie się jednak buduje nasze ciało, komórki i tkanki, nie mając wpływ na nasze myślenie. (na szczęście! Wyobrażacie sobie świat, gdzie zjedzony hamburger zmienia wasze przekonania? )Zgadzając się z definicją „jesteś tym co jesz” rozszerzam ją o kolejny wymiar – jesteś tym co czytasz.

Informacja jest najważniejsza

Żyjemy w epoce informacji, gdzie to co czytamy programuje nasze myślenie. Myślenie zaś jest swego rodzaju algorytmem, który pozwala nam podjąć najlepszą dla nas decyzję. W ciągu całego dnia dokonujemy dziesiątki, jak nie setki małych, ale jakże ważnych wyborów. Iść na siłownię czy też nie? Zjeść zdrowe i pożywne śniadanie, czy też zjeść Snickersa i zapić Colą? Nie można tutaj dokonywać podziałów, który wybór jest lepszy a który gorszy, ponieważ całość zależy od naszych indywidualnych przekonań.

Możesz wyznawać zasadę życia chwilą i nie zwracać większej uwagi na to co wydarzy się w przyszłości. Opierając się o tego typu myślenie, słodki batonik na śniadanie jest z tego punktu widzenia sensownym wyborem – zapewnienie sobie chwilowej przyjemności.

To, że żyjemy w epoce informacyjnej, wcale nie oznacza, że musimy ich jak najwięcej „konsumować”. Dobrym tego typu przykładem są newsy informacyjne, których 'przyswajanie’ uważam za całkowicie zbędne. Gdyby nasze myślenie oprzeć o to co się dzieje aktualne na świecei prędzej czy później dojdziemy do wniosku, że świat jest zły, że system nas gnębi i nie dostaniemy złamanego grosza od ZUS’u będąc na emeryturze.

Jak być optymistycznie, pozytywnie i energicznie nastawionym do życia, skoro zewsząd zalewają nas negatywne informacje? Odpowiedź jest bardzo prosta, a jest nią dieta informacyjna. Stosuję dietę informacyjną od ponad roku i nie zauważyłem żadnych skutków ubocznych z uwagi na to, że nie śledzę tego co się dzieje aktualnie na świecie. Nie czytam mainstreamowych mediów, nie oglądam telewizji, nie czytam codziennych gazet, nie słucham radia. Odciąłem się od tego typu źródeł informacji, ponieważ:

  1. Czytanie newsów i plotek nie rozwija mnie. Wytłumacz mi proszę, jak zmieni się Twoje życie, jeśli za chwilę przeczytasz, że w Australii wybuchł wielki pożar, który spalił 1/4 lasów na tamtejszym kontynencie? Czyżby w ogóle? Newsy ogólnoświatowe, jak i również krajowe leżą poza naszym obszarem kontroli i moim zdaniem nie ma sensu sobie tym zawracać głowy. Warto śledzić newsy branżowe, jeśli pracujemy w dynamicznej branży jak np. IT.
  2. Mam więcej czasu na czytanie materiałów, które chcę czytać. Włączając telewizję i oglądając wiadomości tak naprawdę sami nie wiemy co zaraz nam powie piękna Pani z teleodbiornika. Może będzie mówić o kryzysie, może o molestowaniu dzieci w pobliskiej parafii a może o suszy w Afryce. Koncern telewizyjny to firma, „wiadomości” czy „informacje” to produkt, który ma przyciągać widzów. Stąd też newsy są często sensacyjne i oszałamiające, będąc niejednokrotnie po prostu nierzetelnymi. Po co zatem tracić czas na coś co z góry ma wywołać u nas określone zachowania? Ja tego nie chcę, jestem wybrednym konsumentem, chcę czytać i oglądać to co faktycznie mnie interesuje.
  3. Brak uczucia, że jesteśmy 'przeładowani informacjami’. Dzisiaj zdecydowana większość ludzi pracuje umysłowo. Umysł jak każdy inny narząd naszego ciała, ma określoną ilość mocy przerobowej w ciągu dnia. Czytanie, myślenie, analizowanie tego co się dzieje na świecie odwraca naszą uwagę i kieruje ją na zupełnie niepotrzebne tory. Moim zdaniem, lepiej ją spożytkować na coś bardziej rozwojowego.

Mając na myśli dietę informacyjną, nie chcę, abyś odciął się od wszelkiego rodzaju książek, tekstów, artykułów czy też newsów w branży której działasz. Wręcz przeciwnie! Jako definicję słowa dieta można użyć definicji bardzo ogólnej, czyli „spożywanie ściśle określonych pokarmów, zalecane zwłaszcza podczas choroby”. Analogicznie przekładając żywność na informację, dieta informacyjna ma na celu zawężenie liczby blogów, serwisów, newsów, które czytasz do absolutnego, niezbędnego minimum.

Resztę czasu lepiej przeznaczyć na przeczytanie jakiejś fajnej książki oraz własne przemyślenia.

Czytanie gdy przekroczy się pewien wiek, za bardzo odwraca myśli od ich twórczego celu. Każdy człowiek, który za dużo czyta i za mało używa własnego mózgu, wpada w nawyk lenistwa w myśleniu. Albert Einstein

 

Polecane książki

5 comments add your comment

  1. Dieta informacyjna to faktyczna dieta „cud”. Sam od dłuższego czasu (również około od roku) stosują selektywność w sferze pozyskiwania informacji i efekty są po prostu pozytywnie szokujące. Kiedy jakiś znajomy pytając mnie dziwi się, że nie słyszałem o „tym tragicznym wypadku”, po prostu ponawiam „tak, nie słyszałem.” starając się zmienić temat na inny, właściwy do tworzenia dobrej atmosfery.

    Podobno kiedyś w stanach powstała lokalna i pozytywna stacja telewizyjna podająca same krzepiące informacje i wieści. Bardzo szybko upadła, pytanie tylko dlaczego? Niestety, ale ludzie przejawiają na co dzień tendencję do słuchania, oglądania i odczuwania przykrych sytuacji i wydarzeń, które wydarzyły się w życiach INNYCH. Co nam pozostaje? Zmieniając siebie, zmieniać innych 🙂

    Pozdrawiam, Raimeyuu.

  2. Dobry wpis, dieta od dawna w użyciu 🙂

    P.S Czujne oko wychwyciło literówkę:

    „Gdyby nasze myślenie oprzeć o to co się dzieje aktualne na —–>świeci<—— prędzej czy później dojdziemy do wniosku…"

    Pozdrawiam i powodzenia na przyszłość.

    • Dzięki Przemku!

      Spostrzegawczych czytelników bardzo sobie cenię, dzięki za literówkę. 😉

    • Moje czujne oko również wyłapało błąd:
      „PS” pisze się bez żadnych kropek!

  3. Również od bardzo dawno nie oglądam telewizji i czuje się z tym wyśmienicie. Dzisiaj miałem jeden z tych leniwych poranków, postanowiłem włączyć TV akurat trafiło na polsat, słyszę w ramówce że w Hiszpanii wykoleił się pociąg, 77 zabitych, przyczyną była za duża prędkość która w ramówce wynosiła 220 km/h gdzie ograniczenie wynosi 80 km/h. Mija parę minut, zaczyna się główne wydanie gdzie słyszę że prędkość z jaką wykoleił się pociąg wynosi 180 km/h po tym wyłączyłem tv na dobre. Przykład może jakiś nie najlepszy ale pokazuję to jak media sterują emocjami i chcą tym samym zwiększyć oglądalność.

Leave a Comment