Szanowny autorze!
Do napisania tego maila skłonił mnie Twój artykuł – http://motywacja.mintshost.com/mam-ch-zycie-i-narzekam-dalej/
– na który natknąłem się w googlach poszukując jakiejś życiowej motywacji. Mam nadzieję że regularne prowadzenie bloga idzie w parze z regularnym sprawdzaniem skrzynki mailowej 🙂 Przyzna się szczerze, że pragnę konfrontacji mojej desperacji i życiowego pesymizmu z Twoim optymizmem, motywacją i doświadczeniem w kwestii samorozwoju i szeroko rozumianej poprawy jakości życia et. etc. Przejdę więc do rzeczy:
Chciałbym mój komentarz do artykułu otworzyć takim oto zdaniem (wybacz mi wulgaryzm, użyty celowo aby wzmocnić wypowiedź) – 'łatwo się tak, k***a, mówi’. W swoim artykule napisałeś:
Twoje, wyjątkowe, oryginalne życie. To Ty piszesz jego scenariusz. To Ty jesteś autorem tej wspaniałej opowieści pt:” Moje życie”.. To od Ciebie zależy jak będą nazywać się poszczególne rozdziały jak i sama treść.
Bazując na swoich osobistych doświadczeniach mogę śmiało stwierdzić, iż to nieprawda. Zarówno twierdzenie że każde życie jest wyjątkowe, jak i myślenie że nasz los leży w naszych rękach – jest nieprawdą. Brzmi to dla mnie jak pozytywistyczny bełkot, w który, choć pragnąłbym, nie mogę uwierzyć. Takie stwierdzenie otwiera nagle drzwi w życiu. Nastawia człowieka na tryb 'mogę wszystko’. Automatycznie wydaje się, że przy odpowiednim wysiłku, wszystko można osiągnąć, a sukces w jakiejkolwiek życiowej dziedzinie jest tylko i wyłącznie kwestią czasu. Człowiek z takim nastawieniem boleśnie może przeżyć rozbicie się o niezwykle twardą i wytrzymałą ścianę, jaką jest rzeczywistość.
To, czy znajdziesz dobrą pracę, kochającą dziewczynę, uda Ci się zrealizować zawodowo czy po prostu spełnisz marzenia – od Ciebie zależy tylko i wyłącznie po części. W dużej mierze natomiast od szczęścia, losu, Boga, czy jakkolwiek jeszcze to można nazwać. Niewidzialna siła, czy zbieg okoliczności, to wszystko wpływa na sukces czy też porażkę. Chciałbym podać w tym miejscu swój życiowy przykład – w ramach pracy nad sobą i motywacji, jakieś dwa lata temu postanowiłem zdobyć dziewczynę, którą pokochałem. Nie będę rozwodził się nad samą drogą, jaką przeszedłem aby z Nią wejść w związek, powiem tylko iż przedtem byłem kompletnym laikiem w relacjach damsko-męskich, ba, z dziewczynami nawet nie potrafiłem rozmawiać. W każdym razie, po roku w związku, który powoli się rozpadał, zostałem porzucony. Mimo wszelkich dobrych chęci, działania, próby naprawy błędów, przyznania się do nich… mimo tego, że mi zależało i zrobiłem wszystko co w mojej mocy – nasz związek legł w gruzach. Właściwie, aby ująć to o co mi konkretnie chodzi, mogę napisać 'mój’ związek. Ponieważ samemu nie można stworzyć solidnego związku z drugą osobą, niezależnie od tego czy się ją kocha czy nie – potrzebne są chęci obydwu stron. Samemu nic nie mogę zdziałać, walcząc o swoje szczęście w życiu emocjonalnym. Na to, na kim mi zależy już za bardzo nie mam wpływu.
Przechodząc do drugiej kwestii, jaką będzie praca nad sobą bardziej fizyczna i umysłowa, niż emocjonalna – nie każdy został obdarzony pewnymi predyspozycjami do zrobienia wszystkiego. Jeśli ktoś nie urodził się geniuszem, nie jest w stanie nauczyć się danej rzeczy. Jeśli ktoś nie ma szczęścia, nie jest w stanie czegoś osiągnąć. Jeśli komuś natura poskąpiła wytrwałości, po prostu nie jest w stanie wypracować sobie sylwetki sportowca. Praca nad sobą jest piękna, do momentu kiedy zauważysz brak swoich umiejętności, i bezsens tego co wykonujesz w kółko licząc na efekty, które nie nadchodzą i nie zapowiada się na to, by miały nadejść. To chyba najbardziej demotywująca rzecz jaka może spotkać człowieka – mimo iż daje z siebie wszystko, nic z tego nie wychodzi.
Po trzecie – wizja i kierowanie. Ludzie są istotami które nieświadomie potrzebują 'przywódcy’. Kogoś, kto ich poprowadzi, kto chociaż sprawi, że uwierzą w siebie, będą mieli jakiś punkt odniesienia, bezpieczny zaułek, do którego będą mogli uciec w razie niepowodzenia. Nie wszyscy są urodzonymi liderami, i nie wszyscy potrafią pokierować swoim życiem. Jeśli chodzi o mnie, brak mi na przykład wizji – skoro nic się nie udało, jak cokolwiek może się udać, to brnięcie w bezsens. Lepiej sobie odpuścić i oszczędzić bólu, nie robiąc sobie złudnych nadziei. Brakuje też sposobu. 'To od Ciebie zależy…’ tak, wszystko fajnie, tylko co mam zrobić, żeby coś osiągnąć? Co, jeśli się nie uda? Nie chcę pogarszać i tak już swojej nadkruszonej psychiki. Z natury jestem pesymistą, filtruję pozytywne myślenie ze względu na każdy jego słaby punkt.
Zastanawiałem się, co wyjdzie z wymiany myśli człowieka bardzo zdemotywowanego i bardzo zmotywowanego, jakim niewątpliwie jesteś.Byłbym wdzięczny za niepublikowanie tego maila na Twoim blogu, a jeśli już to proszę o zachowanie mojej anonimowości. Z góry dziękuję, i czekam na odpowiedź 🙂
Z wyrazami szacunku
Czytelnik
Witaj Czytelniku!
Z racji tego, że list jest długi, pozwolę sobie podzielić go na mniejsze części i postaram się rozwiać zwisające nad Tobą pesymistyczne chmury. 🙂
Do napisania tego maila skłonił mnie Twój artykuł – http://motywacja.mintshost.com/mam-ch-zycie-i-narzekam-dalej/
– na który natknąłem się w googlach poszukując jakiejś życiowej motywacji. Mam nadzieję że regularne prowadzenie bloga idzie w parze z regularnym sprawdzaniem skrzynki mailowej 🙂 Przyzna się szczerze, że pragnę konfrontacji mojej desperacji i życiowego pesymizmu z Twoim optymizmem, motywacją i doświadczeniem w kwestii samorozwoju i szeroko rozumianej poprawy jakości życia et. etc. Przejdę więc do rzeczy:
Chciałbym mój komentarz do artykułu otworzyć takim oto zdaniem (wybacz mi wulgaryzm, użyty celowo aby wzmocnić wypowiedź) – 'łatwo się tak, k***a, mówi’. W swoim artykule napisałeś:
Twoje, wyjątkowe, oryginalne życie. To Ty piszesz jego scenariusz. To Ty jesteś autorem tej wspaniałej opowieści pt:” Moje życie”.. To od Ciebie zależy jak będą nazywać się poszczególne rozdziały jak i sama treść.
Bazując na swoich osobistych doświadczeniach mogę śmiało stwierdzić, iż to nieprawda. Zarówno twierdzenie że każde życie jest wyjątkowe, jak i myślenie że nasz los leży w naszych rękach – jest nieprawdą. Brzmi to dla mnie jak pozytywistyczny bełkot, w który, choć pragnąłbym, nie mogę uwierzyć. Takie stwierdzenie otwiera nagle drzwi w życiu. Nastawia człowieka na tryb 'mogę wszystko’. Automatycznie wydaje się, że przy odpowiednim wysiłku, wszystko można osiągnąć, a sukces w jakiejkolwiek życiowej dziedzinie jest tylko i wyłącznie kwestią czasu. Człowiek z takim nastawieniem boleśnie może przeżyć rozbicie się o niezwykle twardą i wytrzymałą ścianę, jaką jest rzeczywistość.
Mówiąc o rzeczywistości mówisz o swojej rzeczywistości. Twój zbiór przekonań, Twoje doświadczenie życiowe, poniekąd Twoje geny jak i miejsce, czas, ludzie z którymi się wychowywałeś doprowadziło Cię do tego momentu, w którym jesteś obecnie. To, co dla Ciebie będzie bzdurą i nieprawdą, dla mnie może być czymś co zmieni moje życie. Pomimo tego, że prawo, podatki, okoliczności życiowe jak i zasoby są równe dla wszystkich ludzi, jedni osiągają spektakularne sukcesy, inni zaś kończą z tanim winem w ręku pod sklepem.
Dlaczego tak się dzieje?
Jest to bardzo mocno związane z tym, jakie masz przekonania. Każdy z nas ma jakieś przekonania zarówno na temat świata zewnętrznego jak i na temat samych siebie. Moim zdaniem warto pracować nad swoimi przekonaniami, tak aby były proaktywne i działały na naszą korzyść. Ja staram się nie być gołosłownym i tak jak Ty – nie lubię pustosłowia pt: „Możesz wszystko, jesteś wielki”. Oczywiście, statystyki mówią same za siebie i średnio 1-5% osób, które weszły w świat rozwoju osobistego, faktycznie w życiu dochodzi do jakiegoś sukcesu. Prawda jest też taka, że są osoby, które wchodzą w ten świat tylko po to… żeby dobrze się poczuć.
Punktem wyjścia jest zdanie – każdy ma swoją własną wewnętrzną rzeczywistość. W Twojej ciężko jest np. rozkręcić firmę, w mojej – wręcz przeciwnie, łatwo. Kto z nas ma rację?
A czym jest racja? Oboje ją mamy.
To, czy znajdziesz dobrą pracę, kochającą dziewczynę, uda Ci się zrealizować zawodowo czy po prostu spełnisz marzenia – od Ciebie zależy tylko i wyłącznie po części. W dużej mierze natomiast od szczęścia, losu, Boga, czy jakkolwiek jeszcze to można nazwać. Niewidzialna siła, czy zbieg okoliczności, to wszystko wpływa na sukces czy też porażkę. Chciałbym podać w tym miejscu swój życiowy przykład – w ramach pracy nad sobą i motywacji, jakieś dwa lata temu postanowiłem zdobyć dziewczynę, którą pokochałem. Nie będę rozwodził się nad samą drogą, jaką przeszedłem aby z Nią wejść w związek, powiem tylko iż przedtem byłem kompletnym laikiem w relacjach damsko-męskich, ba, z dziewczynami nawet nie potrafiłem rozmawiać. W każdym razie, po roku w związku, który powoli się rozpadał, zostałem porzucony. Mimo wszelkich dobrych chęci, działania, próby naprawy błędów, przyznania się do nich… mimo tego, że mi zależało i zrobiłem wszystko co w mojej mocy – nasz związek legł w gruzach. Właściwie, aby ująć to o co mi konkretnie chodzi, mogę napisać 'mój’ związek. Ponieważ samemu nie można stworzyć solidnego związku z drugą osobą, niezależnie od tego czy się ją kocha czy nie – potrzebne są chęci obydwu stron. Samemu nic nie mogę zdziałać, walcząc o swoje szczęście w życiu emocjonalnym. Na to, na kim mi zależy już za bardzo nie mam wpływu.
Oczywiście, jestem zwolennikiem teorii, że istnieją siły wyższe, które mają na nas wpływ, niejednokrotnie ściągając na ziemie w postaci chorób, nieszczęść, porażek czy innych wypadków, które w życiu nam się przydarzają. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystko co w życiu Ci się przydarzy jest tylko kwestią interpretacji. Jeżeli szef wyrzuci Cię z pracy, możesz się załamać, rozpłakać i uznać, że nic w życiu nie mogło Ci się gorszego zdarzyć. Można też spojrzeć pod nieco innym kątem i powiedzieć sobie: „Ta praca i tak była gówniana i w zasadzie chciałem ją zmienić. Cieszę się, że teraz mam wolną rękę i mogę zrobić co tylko zechce.”
Kto zatem ma rację i zachowuje się słusznie? Ten co rozpacza nad stratą pracy czy ten, który się cieszy? Każdy z nich.
Czy zostawienie przez partnera czy partnerkę życiową musi być tragedią?
To też wszystko zależy od nastawienia. Oczywiście, miłość, wspólne wspomnienia i przestrzeń życiowa, którą dzieliliśmy z bliską osobą nie pozwalają nam o tej osobie zapomnieć, ale tutaj też można znaleźć jakieś pozytywy. Jeżeli dana osoba Cię zostawiła to najprawdopodobniej zrobiłaby to prędzej czy później. Im wcześniej tym lepiej, ponieważ jest mniej w tym Twojego zmarnowanego czasu. Jesteś bogatszy w doświadczenie, którego nie zdobyłbyś gdybyś zamknął się w swojej ołowianej bańce z napisem: ” Nie wchodzę w relacje, bo boje się porażki”. To trochę jak z jazdą na rowerze – musisz się kilka razy przewrócić żeby się nauczyć jeździć. Proste, prawda? 🙂
Z moich doświadczeń wynika dość pozytywny wniosek – każdy kolejny mój związek jest lepszy i czuję się w nim bardziej szczęśliwie niż w poprzednim. Być może gdybym nie miał odwagi zerwać mojego pierwszego związku nie przeżyłbym tylu wspaniałych chwil, a związek ten prędzej czy później przerodziłby się w coś toksycznego?
Nie wiem. Jestem tu i teraz, w tym miejscu a nie innym – nie ma sensu rozpamiętywać przeszłości. Cieszę się z tego gdzie jestem i co mam w tej chwili.
Przechodząc do drugiej kwestii, jaką będzie praca nad sobą bardziej fizyczna i umysłowa, niż emocjonalna – nie każdy został obdarzony pewnymi predyspozycjami do zrobienia wszystkiego. Jeśli ktoś nie urodził się geniuszem, nie jest w stanie nauczyć się danej rzeczy. Jeśli ktoś nie ma szczęścia, nie jest w stanie czegoś osiągnąć. Jeśli komuś natura poskąpiła wytrwałości, po prostu nie jest w stanie wypracować sobie sylwetki sportowca. Praca nad sobą jest piękna, do momentu kiedy zauważysz brak swoich umiejętności, i bezsens tego co wykonujesz w kółko licząc na efekty, które nie nadchodzą i nie zapowiada się na to, by miały nadejść. To chyba najbardziej demotywująca rzecz jaka może spotkać człowieka – mimo iż daje z siebie wszystko, nic z tego nie wychodzi.
Chciałbym, abyś zapoznał się z biografią Abrahama Lincolna, byłego prezydenta USA. Jeżeli twierdzisz, że sukces zawsze przychodzi łatwo, grubo się mylisz. Gwarantuję Ci, że 99% wyników naszej pracy to praca nad sobą.
Nie wierzysz? Sprawdźmy:
Czy jeżeli od dziś, poświęcałbyś 4h dziennie na grę na pianinie, to czy po 5 latach nie zostałbyś profesjonalistą? Mógłbyś spokojnie grać przed ludźmi, nagrywać się na YouTube i zyskiwać podziw innych. Pewnie wiele osób powiedziałoby Ci :„Tobie to łatwo, bo Ty masz talent”, ale co byś takiej osobie odpowiedział?
„Nie miałem żadnego talentu. 5 lat temu podjąłem świadomą decyzję o rozpoczęciu gry na pianinie. Przez pierwszy miesiąc dźwięki, które wydobywały się spod moich palców nie można było nazwać muzyką, a moi rodzice nie mogli zdzierżyć tego jak bardzo kaleczę ich uszy. Ja jednak nie poddawałem się, ponieważ bardzo chciałem opanować tę umiejętność. Po kilku miesiącach zagrałem bezbłędnie pierwsze etiudy, później znalazłem forum dyskusyjne, gdzie zapaleni miłośnicy pianina wymieniali się swoimi umiejętnościami. Ciężka praca i wytrwałość zaprowadziły mnie do tego miejsca, gdzie jestem dziś.”
Praca, praca, praca i jeszcze raz praca. Nie mniej jednak, warto znać swoje predyspozycje i je rozwijać aniżeli robić postępy w dziedzinie której ani nie czujesz, ani nie lubisz – to oczywiste!
Po trzecie – wizja i kierowanie. Ludzie są istotami które nieświadomie potrzebują 'przywódcy’. Kogoś, kto ich poprowadzi, kto chociaż sprawi, że uwierzą w siebie, będą mieli jakiś punkt odniesienia, bezpieczny zaułek, do którego będą mogli uciec w razie niepowodzenia. Nie wszyscy są urodzonymi liderami, i nie wszyscy potrafią pokierować swoim życiem. Jeśli chodzi o mnie, brak mi na przykład wizji – skoro nic się nie udało, jak cokolwiek może się udać, to brnięcie w bezsens. Lepiej sobie odpuścić i oszczędzić bólu, nie robiąc sobie złudnych nadziei. Brakuje też sposobu. 'To od Ciebie zależy…’ tak, wszystko fajnie, tylko co mam zrobić, żeby coś osiągnąć? Co, jeśli się nie uda? Nie chcę pogarszać i tak już swojej nadkruszonej psychiki. Z natury jestem pesymistą, filtruję pozytywne myślenie ze względu na każdy jego słaby punkt.
Zastanawiałem się, co wyjdzie z wymiany myśli człowieka bardzo zdemotywowanego i bardzo zmotywowanego, jakim niewątpliwie jesteś.Byłbym wdzięczny za niepublikowanie tego maila na Twoim blogu, a jeśli już to proszę o zachowanie mojej anonimowości. Z góry dziękuję, i czekam na odpowiedź 🙂
Prawda jest taka, że zawsze ponosisz jakieś ryzyko utraty komfortu, czy też utraty bezpieczeństwa. Dla przykładu praca na etacie.
Wielu ludzi sądzi, że jest bardzo bezpieczna, że jak już wejdziesz w struktury firmy, to jesteś osobą, której nie da się zwolnić. Ale co się dzieje, kiedy w branży, której pracujesz spada sprzedaż? Zazwyczaj cięcia kosztów zaczynają się od redukcji zatrudnienia, więc gdzie tu jest bezpieczeństwo? Jeśli mają Cię zwolnić to i tak Cię zwolnią, choćbyś był prezydentem RP.
Co jeśli się nie uda? Nic. Zyskasz nowe doświadczenie i z uśmiechem na twarzy z racji tego, że spróbowałeś pójdziesz dalej w świat. Czy załamałeś się po pierwszej próbie jazdy na rowerze, kiedy upadłeś i zrobiłeś dziurę w spodniach? Czy jako dziecko zaniechałeś rozwijania swojej zdolności chodzenia, tylko dlatego, że na początku prawie zawsze lądowałeś na tyłku? Nie, brnąłeś dalej i nie zwracałeś uwagi na to, że nauka chodzenia może wiązać się z „utratą bezpieczeństwa”.
Pozdrawiam i przesyłam powiew optymizmu. 🙂